Pożegnanie z The Bell

I minęło….moje 10 tygodni w The Bell….

Za chwilę dopiję kawę, wstanę z łóżka, spakuję rzeczy i pojadę na lotnisko.

To było cudowne doświadczenie. Od pierwszego dnia.

Okolica jak z bajki.
Stare domy pokryte słomą, urokliwe ogrody z różami i lawendą, rzeka nad którą jadałam śniadania, jeziora, młyn…Codziennie słyszałam śpiewające ptaszki, rano budził mnie stukot koni, którymi sąsiedzi jeździli na przejażdżkę po parku, słychać było beczenie baranów i rżenie osiołków…

Nie miałam samochodu.
Całą okolicę zwiedziłam w tempie piechura. Słońce, deszcz, zapach wody, ziemi, drzew….Potem dołączyła do mnie Gazelka*, a z Gazelką do moich wycieczek dołączył wiatr.

W Dzwoneczku zakochałam się od pierwszego wejrzenia. Krzywe ściany, krzywe podłogi, krzywe schody, warstwy farby na ścianach, stare okna, stare drzwi…wszystko takie nieidealne i nieakuratne.

I ludzie

W monecie, w którym zaczynałam pisać o ludziach dostałam SMSa:
Morning! Fancy some scrambled egg & toast?!**

To John, Irlandczyk, sąsiad. On i jego żona Linda, mieszkają 3 domy od pubu. Można do nich iść w piżamie (tak odziana właśnie do nich poszłam i wróciłam żeby pisać). Kochani, bardzo gościnni i ciepli ludzie. John w pubie pije ciemne piwo a Linda jasne. Mieli przez 15 lat dom w Polsce. John kocha Polskę, kocha polski język a ja kocham jego pisownię polskich słów:)

Obok nich mieszka inny John (zwany crazy John). Kiedyś przejrzeliśmy z nim rachunki jakie miał w portfelu…wszystkie były z The Bell:) John ma lat 24 i uwielbia imprezować. Pub jest dla niego drugim (jeśli nie pierwszym) domem. John nie mieszka sam. Mieszka z rodzicami. Jego tata przygotowywał dla nas quizy. John ma siostrę bliźniaczkę – super dziewczyna. Świetnie gotuje, lubi pić Prosecco i ma rewelacyjne poczucie humoru. Aha! Ma też zespół Downa.
Rodzice Johna mają 7 kur. W trakcie imprezy pożegnalnej, o 12 w nocy, John poszedł na chwilę do domu (43 kroki – któregoś dnia policzyliśmy) i wrócił z jajkami. Wręczył mi ze słowami: dopiero co zniesione. Będziesz miała na śniadanie.

Jest Paul – malarz, który przychodzi na piwo codziennie między 11.30 a 12.00. Jego kumpel, który dołącza do niego pół godziny później. Clifford – zapalony wędkarz, który dziś zawiezie mnie dziś na lotnisko.

Oj…tyle osób tu przychodzi, że nie sposób wymienić i opisać wszystkich…

Razem ze mną mieszkała Una – Irlandka, szefowa kuchni. Z Uną spędziłyśmy wieczory i noce na rozmowach łatwych i trudnych. Z Uną słuchałyśmy głośno muzyki i jadłyśmy curry. Una codziennie modli się do swoich aniołów o pomyślny dzień. Czasami anioły jej nie słuchają i wtedy Una krzyczy w kuchni…Haaaaarveeeeey….

No właśnie.
Jest też Harvey, lat 18. Pracuje z nami. Przeważnie pomaga w kuchni. Harvey jest wolny (dlatego doprowadza Unę do szału) i nie potrafi śmiać się do zdjęć. Po prostu nie potrafi.
Jest Ben, Matt, Max, Rachel, Steph, Aussie Steph (szalona Australijka), Sarah (aktorka), Jo, Rhiannah, Megan, Katie, rudy Elliot, Nina, Yla, Millie, Alex, Lauren. To nasz zespół.

Są tu też James i Sally.
Moi znajomi, którzy zaproponowali mi tę pracę – właściciele pubu.

James jest tu na co dzień. Prowadzi pub. Sally przyjeżdża kilka razy w tygodniu. To dzięki nim ten pub jest miejscem, które wszyscy kochają. Dbają o wszystkich i wszystko. Stworzyli w przeciągu 5 miesięcy (bo tak długo prowadzą ten pub) miejsce, w którym każdy czuje się jak w domu a oni stali się przyjaciółmi każdego, kto chce tu przyjść pośmiać się lub wypłakać.
Sally i James mają dwójkę dzieci – Aliston (lat 12, zrobił dla nas ciasto wczoraj) i Rosie (lat 9).

Wczoraj Rosie podeszła do mnie, przytuliła się i spytała: Dlaczego musisz jechać? Będę tęsknić?

….

Kończę, bo a) muszę się spakować i b) zaraz się popłaczę….

To były piękne wakacje…
Dziękuję wszystkim:)

Żegnaj przygodo i … witaj przygodo!:)

*Dla niewtajemniczonych Gazelka to mój ukochany rower.
** Tłum: Dzień dobry. Chcesz jajecznicę i tosta?

Ten wpis został opublikowany w kategorii Uncategorized. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz